niedziela, 13 marca 2016

Właśnie. Koty.

Właśnie. Koty. Ciekawy myk z nimi. Koty zdominowały Internet, tu nie ma z czym dyskutować. Stały się symbolem wolności, seksowności, dzikości, opiekuńczości, neurotyczności, samotności, wyemancypowania, kokieterii, zaufania, wiecznej niepewności, walki, dominacji, poddania, depresji, radości, mięsożerności, ale i wegetarianizmu; stały się symbolem nieokiełznanej natury, lecz również domowej, bezpiecznej kulturki, zastępowały partnerów, były dopełnieniem związku, wytwarzały ciepło, a jednocześnie, gdy patrzyłeś w ich oczy – były zimne jak spojrzenie twojej byłej, gdy chcesz zaprosić ją na piwo. Zdjęcia kotów zdobiły okładki książek, magazynów, robiły za motywy tatuaży, należały do najchętniej wybieranej galerii emotikonek na czatach, a Hello Kitty, choć był on przebojem zabawkarskim ostatnich lat, ciągle widniał na majtkach studenckich pierwszoroczniaczek.
Albo kobiety, też kocice przecież, wręcz ostentacyjnie się sierściuchowały w tych Internetach. Dupy wtulone do swoich mruczków i tygrysków na profilowym, dupy paradujące w bekowych przebraniach, mające na włosach sztuczne kocie uszy, z domalowanymi wąsami, o oczach wytrzeszczczonych jak u postaci z mangi – bowiem kocie ślepia kojarzą się również z błagalnym „spójrz na mnie”, „spróbuj ze mną”, „no cho no tu”. Atencyjne oczka, takie kurewsko sweet, a we krwi drapieżnik.
Wszędzie koty. Dobre ciacha, przystojni mężczyźni oraz stylowe panienki, nawet te na jeden raz, wszyscy oni przypominali to zwierzę – długie szyje, różowe języki, postura kogoś, kto wciągając brzuch, potrafi wcisnąć się między sztachety w płocie. I bytność panienek jest, no kurwa, w pełni kocia. Ocieranie się o ciebie w tańcu, gdy dźwięki z klubu Nora zaczynają przepływać przez twoje ciało jak elektryczność przez wodę, te drgawki, wicie się, to przecież wszystko ruchy wypatrzone u kotowatych. Kocie kręcenie kuprem, powolne odwracanie się w twoją stronę, oblizywanie twarzy, twojej dłoni, gdy chcesz je nakarmić sobą, swoimi ustami, penisem, swoim chlebem, swoim mlekiem, swoją opiekuńczością.
Zresztą, klub Nora pełny jest kotów. Jeśli nie są to imprezowicze, są to dilerzy. Nie wiedzieć czemu, jeden z tych baranów biega po piętrach budynku, nosząc maskę kocura na twarzy, w sieci ma ksywę Ko Tek, Mru Czuś czy inne gówno. Możesz u niego dostać dysocjanty i euforyki, właśnie u niego, ludzkiego drapieżnika, który wyłazi z cienia, opchnie ci dokładnie to, czego potrzebujesz, nieco za drogo, ale i tak weźmiesz, zaufasz kotkowi. Nie żeni towaru, bo dba o swoich klientów. Kupujesz u tego kota, jesz kocie żarcie, ono doda ci sił, przetańczysz całą imprezę, wrócisz sam lub sama, do swojego prawdziwego kota, smutnej, pustej stancji, a dilus pobiegnie wtedy z powrotem do cienia, zwinie się w kłębek i zaczeka na następną ofiarę. W tym łańcuchu wpierdalających i wpierdalanych możesz nawet mieć wrażenie, że tylko ty nie jesteś kocurem.
Wszędzie więc koty. Tępa sraka, z którą spałeś tydzień temu, też jest kotem. Nonszalancki, zblazowany typers w drogim płaszczu, z tą modną, naziolską fryzurą na Szczepana Twardocha, któremu niedawno obciągałaś – nie krzyczał, nie stękał, ale delikatnie mruczał, prawda? Kot jak chuj.
 Kociarnia. Baśka ma oczywiście kota, nazwała go Krystian. Łączą ich zdrowe relacje – ona go karmi i ma do kogo wracać, gdy pochłonie ją melanż, a Krystian w zamian dziurawi jej rajstopy i drapie twarz, gdy dziewczyna odsypia ciężkie noce. Karolina? No pewka, że go ma. Nigdy nie nadała mu imienia, jednak uważała swojego czarnucha od jakiegoś czasu za najbliższe jej sercu stworzenie. Dziwaczka, totalnie traci kontakt z rzeczywistością.

Poznałem oba te koty i dochodzę do wniosku, że je uwielbiam. Wiem, czemu Internet oszalał na punkcie tych stworzeń. Kot jest z deka autystyczny i długo nie rozumie, że go lubisz, dokładnie tak jak Karolina. Kot, gdy już zrozumie, że go lubisz, zostawia ci w bucie dary: serowy chrupek, skarpetkę, patyczek do uszu. Miałem swoje koty. Znałem ich naturę na długo przed tym, zanim zdałem sobie z tego sprawę. Koty są zawsze przy tobie, choć według ostatnich badań – gdyby tylko mogły, zamęczyłyby cię jak upolowaną mysz; bo widzisz, to, że lubisz koty i myślisz, że je rozumiesz, to twój największy problem. Daleko ci do bycia specjalistą od kotologii, człeniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz